Historia rozminowywania Kołobrzegu

18 marca 1945 roku zakończyły się walki o Kołobrzeg. Patrząc statystycznie na operację militarną Polaków, na jeden kilometr frontu przypadało ponad sto luf. Przez 10 dni wystrzelono około 31,5 tys. pocisków – na każdy kilometr kwadratowy spadło ich łącznie 43 tony. Do tego trzeba doliczyć aktywność strony niemieckiej. Powiedzenie więc, że na kilometr kwadratowy Kołobrzegu spadło ok. 70 do 80 ton pocisków, będzie bliskie prawdy.

Szczególnie północna część miasta, związana z ostatnią częścią operacji zdobywania twierdzy w dniach 16-18 marca, związana była z ogromem wystrzelonej amunicji, zarówno z dział różnego kalibru, okrętów jak i baterii katiusz, ściągniętych za zgodą Stalina znad Odry (mowa tu o 6 Leningradzkiej Brygadzie Artylerii Rakietowej). Tylko w kolegiatę uderzyły 74 pociski tej baterii, zamieniając ją w kupę gruzu.

Wojsko Polskie dotarło na stałe do Kołobrzegu dopiero w 1948 roku. Do tego czasu nie prowadzono żadnych zorganizowanych operacji związanych z rozminowywaniem, czy oczyszczaniem terenu. Warto podkreślić, że w historiografii takie informacje się nie zachowały, natomiast możemy je próbować odtworzyć szczątkowo na podstawie zachowanych wspomnień. Przez lata zniszczona broń i składy amunicji po prostu rdzewiały pod gołym niebem. Nikomu nie przeszkadzały, nikomu tez nie były zbyt specjalnie potrzebne. Te, które zawadzały lub były zagrożeniem, wywożono poza miasto i zrzucano do specjalnie wykopanych dołów. Doły zasypywano i zapominano o problemie. Odkrywamy je w momencie, gdy prowadzone są inwestycje w granicach administracyjnych miasta lub tuż obok. Ostatni taki dół odkryto na budowie drogi S6 w 2017 roku.

Interwencyjne oczyszczanie miasta w kolejnych latach powojennych skutkowało tym, że rozminowano co do zasady centrum Kołobrzegu. W latach późniejszych prowadzono tu inwestycje, wywieziono sporo ziemi, w tym niewybuchów. Dzięki temu sprawa niewybuchów w centrum się rozwiązała. Niestety najgorzej jest w części południowo-wschodniej lub w części północnej Kołobrzegu. Szczególnie kołobrzeskie parki najeżone są ogromną ilością niewybuchów. To tam operowała artyleria i to tam wiele amunicji albo pozostawiono, już na zawsze, albo po wystrzeleniu pociski nie eksplodowały stanowiąc zagrożenie dla współczesnych. W samym Parku Fredry, podczas operacji eksploracyjnej prowadzonej przez Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, odkryto ponad 70 niewybuchów. Żadnej zorganizowanej operacji nie przeprowadzono w Parku Nadmorskim i na innych terenach zielonych. Zdarzało się, że saperzy woleli nie patrzeć na wskazania urządzeń, bo gdyby zaczęli szukać zbyt gorliwie, trzeba by zamknąć pół uzdrowiska.

Nagle okazało się, że zalegają tam tony amunicji. Przeprowadzono rozminowanie tylko niewielkiego odcinka plaży.

Odrębną częścią historii są tereny nadmorskie. W sposób zorganizowany saperzy rozminowali teren 19 Baterii Artylerii Stałej (dziś Marynarka Wojenna). Problem powstał, gdy rozpoczęto odbudowę brzegów morskich. Nagle okazało się, że zalegają tam tony amunicji. Przeprowadzono rozminowanie tylko niewielkiego odcinka plaży. Najpierw wykonywała to prywatna firma, a gdy niewybuchów zaczęło być zbyt dużo, aby terminowo zakończyć inwestycję, do akcji zaprzęgnięto wojsko. I znowu, wschodnia część miasta została z rozminowywania wyłączona, bo nie było to objęte programem inwestycji, ani nie było na to pieniędzy. A to tam w ostatnich latach regularnie znajdowane są niewybuchy, czego przykładem jest Podczele. Podczas rozbudowy lotniska okoliczne tereny rozminowały zapewne wojska rosyjskie. Poza plażą nie są spotykane na tym terenie niewybuchy, nie prowadzono tam także większych walk w 1945 roku. Natomiast nawet ostatnia akcja Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, podczas której wydobyto niemiecki statek, wiązała się z odkryciem szeregu niewybuchów. Wszystko zalegało na plaży.

Kolejnym problemem jest południowy obszar miasta. Każda inwestycja drogowa musi wiązać się z rozminowywaniem terenu. Przekonali się o tym niejeden raz drogowcy, a nieujęcie takiej pozycji w budżecie, może ją nieco skomplikować. Są to konsekwencje braku programowego rozminowania miasta. Przyzwyczailiśmy się w Kołobrzegu do regularnych wizyt patroli saperskich. Zwracamy uwagę na nie tylko wówczas, gdy odkryte zostanie coś większego, albo, gdy blokowany jest ruch lub zachodzi konieczność ewakuacji części miasta, jak obecnie. Stanowią one jednak stały problem, z którym kiedyś będzie się trzeba systemowo uporać.